poniedziałek, 31 grudnia 2012

~PIERWSZY~




Weszłam do szkoły w znakomitym humorze. Wczoraj spędziłam miło popołudnie na słodkim leniuchowaniu, noc minęła mi również bez żadnych zakłóceń, przez co się wyspałam i ogólnie tak jakoś. Codzienny upał panujący w Los Angeles jakoś przestał mi przeszkadzać, a wręcz przeciwnie… Wszystko układało się jak najbardziej po mojej myśli. Podeszłam do swojej szafki tanecznym krokiem i rzuciłam w jej głąb mój strój na dzisiejsze treningi. Każdy piątek spędzam w szkole aż do późnego popołudnia. Nie brzmi to zachęcająco, jednak nie narzekam. Wyciągnęłam  potrzebne książki i ruszyłam w stronę klasy. Widziałam wszystkie te spojrzenia kierowane w moją stronę… Niektóre były pełne nienawiści czy zazdrości inne emanowały pożądaniem. Mogłam wyczytać z ich oczy wszystko i tylko posyłać w ich stronę zwycięskie uśmiechy. Kogo to obchodziło, że w głowie huczało mi od natłoku myśli.

Gdybyście tylko wiedzieli…

Pod klasą zobaczyłam swoje „przyjaciółki”, które tak naprawdę nie zasługiwały na ich miano. Nawet Brooklyn, która się za nią podawała. Tak naprawdę robiły wszystko żeby mi się podlizać. Tak po prostu.
-Cześć Julii! – zapiszczała jedna z trzech, które mnie „powitały”. Reszta również do niej dołączyła. – Jejku jak ty ślicznie wyglądasz! – kontynuowała. Spojrzałam na siebie i tutaj w tym wypadku, mogłam przyznać jej rację. Moje obcisłe jeansy, które idealnie na mnie leżały, doskonale kompletowały się z błyszczącym topem na cieniutkich ramiączkach. No i nie zapominajmy o moich ulubionych szpilkach od Gucciego. Pomimo tego, że ciuchy były markowe, nie afiszowałam się nimi tak bardzo. To, że noszę bieliznę Victoria Secrets, nie znaczy, że będę pokazywała się bez ubrań na prawo i lewo. Jak dla mnie były po prostu wygodniejsze niż wszystkie inne marki, a to, że mnie na nie stać, to inna sprawa.
-Dzięki. – zakończyłam temat i weszłam do klasy, zająć swoje miejsce. Nie byłam kujonem, żeby siedzieć w pierwszej ławce, tyły natomiast zostawiałam szkolnym chuliganom. Sama siedziałam gdzieś pośrodku. W każdej Sali gdzie indziej, ale nie było to dla mnie ważne. Ławka to ławka prawda? Zaraz obok siedziała Brook, a przed nami Lisa i Ella.
Pierwszą lekcją była biologia. Profesor, który prowadził lekcje nie był zły, jednak nie pogardziłabym nowym. Naprawdę. Podczas gdy on prowadził lekcję i smętnie opowiadał o jakiejś tam genetyce, ja zagłębiałam się w swoich rozmyślaniach.
-Panno Amorelli? – usłyszałam i spojrzałam szybko na nauczyciela, który patrzył na mnie surowym wzrokiem.
-Proszę? – zapytałam, czując się w głębi jak kompletna idiotka. Ludzie znajdujący się w klasie pewnie liczyli na jakąś ciętą ripostę, jednak ja nie zamierzałam wywoływać awantury. Pyskować to ja mogę swoim kolegom, a nie starszym. Miałam pewnego rodzaju szacunek, chociaż większość i tak by w to nie uwierzyła.
-Buja panienka w obłokach jak jakaś zakochana w ogóle nie skupiając się na lekcji. Rozwiązywałem na tablicy zadanie i czekam na odpowiedź. – wyjaśnił. Zignorowałam wzmiankę o moim „miłosnym problemie” i zaczęłam szybko analizować rozpiski i tabelki znajdujące się na tablicy. Co jak co, ale pisać to on nie umiał.
-Tak więc… - zaczęłam, żeby dać sobie trochę czasu na przemyślenie odpowiedzi. – Prawdopodobieństwo, że chłopiec, również tak jak ojciec będzie chorował na daltonizm… Wynosi pięćdziesiąt procent.
-Oto mi chodziło. Dziękuję bardzo. Ale pomimo wszystko, proszę uważać na lekcji. Zapiszcie wszyscy tą odpowiedź! – zwrócił się do klasy. Uśmiechnęłam się w jego stronę i przepisałam notatkę z tablicy. Nie żeby coś, nie byłam żadnym kujonem. Uczyłam się przeciętnie, chociaż przedmioty ścisłe to nie moja bajka. Nie obraziłabym się, gdyby ktoś podszkolił mnie z matematyki czy chemii. Po prostu wolałam angielski, który swoją drogą miałam zaraz po biologii. Gdy zadzwonił wyczekiwany przeze mnie dzwonek, pozbierałam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że dziewczyny pójdą w moje ślady czy bym tego chciała czy nie. Skierowałam się do swojej szafki i odłożyłam zeszyt z biologii, który nie był mi już potrzebny aż do wtorku.
-Juli, wiesz, że w naszym ulubionym centrum handlowym, otworzyli nowy odzieżowy sklep? – zaczęła Brook. Mogłam się tego spodziewać…
-Yhym. – przytaknęłam. – I co w związku z tym?
-No wiesz… Myślałam, że mogłybyśmy się tam przejść i zobaczyć co mają ciekawego… Skoro to centrum handlowe twojego taty, może dało by się załatwić jakieś rabaty czy coś… - westchnęłam przeciągle słysząc co mówi.
-Jasne. – spojrzałam na nią ze sztucznym uśmiechem. Zapiszczała i uśmiechnęła się szeroko przytulając mnie do siebie. Nie odezwałam się już ani słowem, pożegnałam się tylko i ruszyłam w stronę klasy od angielskiego. Jedna z nielicznych lekcji, której nie mam ani ze swoimi „przyjaciółkami” ani z „kolegami” ze szkolnej drużyny koszykarskiej. Mogłam być sobą i nie przejmować się niczym.
Wchodząc do klasy rozejrzałam się wokoło. Przerwa jeszcze trwała, więc nic dziwnego, że klasa była prawie pusta. Zajęłam swoją ławkę i wyciągnęłam „Romeo i Julię”, książkę, którą właśnie omawiamy już od kilku lekcji. Nie mogłam powiedzieć, że byłam nią zachwycona, bo są lepsze, ale narzekać też nie miałam na co. Poglądy Williama Szekspira były bardzo trafne w moim przypadku, w szczególności jeżeli chodzi o uczucia, ale nie wgłębiajmy się w to. Pomimo tego, że ławki były podwójne, ludzie bali się ze mną usiąść. Nie powiem, że było mi z tym miło, bo tak naprawdę czułam się strasznie, ale taką miałam opinię i nie mogłam już nic na to poradzić. Zadzwonił dzwonek i już po chwili pani profesor prowadziła lekcję. Nie minęło pięć minut, a do klasy z hukiem wpadł chłopak z „niższej grupy społecznej” jak to zwykł nazywać mój starszy brat. Chłopak tylko przeprosił za spóźnienie i zmierzał do jedynego wolnego miejsca, obok mnie. Byłam szczerze zdziwiona, bo jeszcze ani razu nie zdarzyło się, żebyśmy byli w komplecie i wszystkie miejsca były zajęte.
Nie pamiętałam imienia chłopaka, który się do mnie dosiadł, jednak pamiętałam co robił z nim mój starszy brat, rok temu, gdy jeszcze chodził do tej szkoły. Szatyn wiedział, że jestem jego siostrą więc nawet nie próbował ze mną rozmawiać. Bał się tak jak reszta. Czy ja naprawdę jestem taka straszna? Chcąc rozładować napięcie uśmiechnęłam się do niego, jednak on tego nie odwzajemnił. Poczułam się urażona, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i odwróciłam od niego wzrok notując w zeszycie starannie analizę przerabianego tekstu. Przynajmniej na tej lekcji mogłam się udzielać w jakikolwiek sposób. Po części było to za sprawą braku moich znajomych, ale też wpływ na to miał przedmiot. Pod koniec lekcji nauczycielka stwierdziła, że skoro chociaż raz udało nam się zachować stuprocentową frekwencję, nie zada nam zadania domowego, co było mi bardzo na rękę. Uśmiechnęłam się i opuściłam pospiesznie klasę.

*

Wychodząc z klasy matematycznej, przeklinałam samą siebie. Jak mogłam być taka głupia i zapomnieć o zapowiadanej kartkówce? Tym bardziej o zadaniu domowym?! Te dwie jedynki, które dostałam w żaden sposób mi nie pomogą. Wręcz przeciwnie  - przysporzą mi tylko i wyłącznie jeszcze więcej problemów. Cała nabuzowana weszłam do stołówki, chcąc coś zjeść i odpocząć od tego wszystkiego. Przekraczając próg, ktoś na mnie wpadł uderzając przy tym w brzuch i przedramię, brudząc moje ulubione buty.
-Przepraszam. – wymamrotał pod nosem ten sam chłopak, który siedział dzisiaj ze mną na angielskim. Może gdybym nie była tak wściekła po matematyce, skończyło by się tylko na tym, ale nie. Musiałam wyładować na kimś swoje emocje i padło na niewinnego szatyna. Zresztą, wszyscy moi znajomi siedzący przy naszym stoliku patrzyli się w tą stronę, ciekawi jak zareaguję.
Spojrzałam na niego z wyższością i prychnęłam pod nosem. Widziałam, że się zmieszał, ale nie miał odwagi, żeby odezwać się chociażby słowem. Widziałam to po jego oczach. Zresztą, nie dorastał mi do pięt. Mimo, że mieliśmy razem kilka przedmiotów, był dla mnie niewidzialny. No, aż do teraz. Widziałam, że wszystkie moje koleżanki, czekają na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, a ja? Ja tylko próbowałam starannie ułożyć słowa.
-Słuchaj. Nie obchodzi mnie, że jest Ci przykro. To, że się potknąłeś, nie zmienia faktu, że na mnie wpadłeś. Podeptałeś mi buty, ubrudziłeś je, do tego uderzyłeś.
-Przecież przeprosiłem. – powiedział dziwnie słabym głosem. Nie chciałam się przyznawać do tego, że odczułam lekkie wyrzuty sumienia. Prychnęłam pod nosem i odeszłam zostawiając go samego. Miał szczęście, że nie wylał na mnie picia lub czegoś podobnego. Chłopak szybko ulotnił się ze stołówki, nie chcąc jeszcze bardziej się upokorzyć. Ja w tym samym czasie podeszłam do szkolnej kucharki, która przyglądała mi się ze smutną miną. Wiedziałam o co jej chodzi, ale nie miałam zamiaru tego komentować. To jak zachowuję się wobec innych to tylko i wyłącznie moja sprawa. Poprosiłam o wegetariańską sałatkę i ruszyłam do naszego stolika. Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam jeść. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco, jednak gdy zorientowali się, że nie jestem skora to rozmowy, odpuścili.
-Złapałam dwie szmaty z matmy. – wymamrotałam pod nosem. Wszyscy momentalnie ucichli i spojrzeli na mnie. Nie miałam pojęcia jak to się stało, ze wywołałam u nich takie emocje tym zdaniem, ale wszyscy patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. – No co? – zapytałam.
-Przecież ona cię usadzi. – wytknął mi Brad, jeden z chłopaków z drużyny.
-Nawet niech nie próbuje. – warknęłam pod nosem. Dokończyłam pospiesznie sałatkę i zaczęłam się zbierać. – Dziewczyny, za pół godziny widzę was na Sali, na treningu. – powiedziałam pod nosem i już mnie nie było.
Gdy doszłam do swojej szafki, wykręciłam szyfr i porwałam ze środka mój strój cheerleaderki. Poszłam na salę gimnastyczną i rozłożyłam sprzęt. Podłączyłam wszystko i włączyłam muzykę. Pracowałam nad tym układem dość długo, jednak było warto, bo naprawdę mi się podoba. Może i to zabrzmi płytko, ale jestem zadowolona ze swojej roboty. Chyba raz mogę, prawda? Jestem perfekcjonistką, to nic dziwnego. Zaczęłam go powtarzać, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak szybko płynie mi czas.
Nic dziwnego, że poświęcałam się temu co robiłam. W końcu chodziłam do szkoły artystycznej. Tutaj każdy uczeń poświęcał się swojej pasji.
Dziewczyny nareszcie przyszły i mogłyśmy zacząć naukę. Musiałam ich uczyć wszystkiego od początku, od podstaw. Był to całkiem nowy układ, który potrzebujemy na jesienne turnieje koszykówki, na które zakwalifikowała się nasza szkolna drużyna. Pomimo tego, że kroki użyte w nowym układzie, powtarzały się z poprzednich, to dziewczyny tak czy tak, nie mogły wszystkie pojąć. Irytowałam się przy nich bardzo szybko. Co one w ogóle robią w drużynie skoro, nawet nie potrafią nauczyć się podstaw?!
Gdy w końcu udało im się opanować, przynajmniej teoretycznie, wszystkie kroki, stwierdziłam, że na dzisiaj wystarczy i zakończyłam tą męczarnie, przypominając im, że widzimy się na kolejnym treningu już w poniedziałek.

*

Wchodząc na salę baletową, znajdującą się w drugim budynku szkoły, uśmiechnęłam się szeroko. Cała złość ze mnie wyparowała. Widziałam, że mojej trenerki jeszcze nie było, więc ruszyłam szybkim krokiem do szatni i zaczęłam się przebierać. Ubrałam swój specjalny strój oraz zawiązałam moje ukochane baletki. Tak. To jest zdecydowanie to co kocham.

~*~
 TADAAAAM!!!!!

Nie dostałyście ode mnie prezentu na święta, to dam Wam chociaż taki na Nowy Rok. :D Stwierdziłam, że i tak nie dzieje się w tym rozdziale nic specjalnego, więc co mi szkodzi.

Bawcie się dobrze na Sylwku, tylko z umiarem!!!:D Ja też spadam się szykować.

Co do kolejnego rozdziału, nic się nie zmieniło. Już w weekend!:D

Buziaki!!!:***

6 komentarzy:

  1. Świetnie ci wyszedł rozdział. Tak się zastanawiam czy to nie Justin, no ale może i nie.. Bohaterkę genialnie opisałaś i przedstawiłaś ją bardzo dobrze, te opisy itd. Podoba mi się i czekam na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo fajny! Czekam z niecierpliwościa na 2!
    Życzę ogromną ilość weny w 2013 roku!
    swagggerlove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, skoro mi nie chciałaś pomóc to komentarz będzie taki byle jaki! I to twoja wina! Bo nie chciałaś mi pomóc nic wymyślić. Mogę tylko napisać, że rozdział bardzo mi się podoba i niestety gorzej z tym jak potraktowała mojego męża, Justina. A i Życzę jeszcze Szczęśliwrgo 2013r.

    OdpowiedzUsuń
  4. nuuuuuda
    no ale to pierwszy wiec wybaczam xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojjj tam wcale nie nuda. Mnie się podoba. Jakoś przecież trzeba zacząć. Fajnie, że opisujesz dość szczegółowo i na dodatek w pierwszej osobie ;-)
    Fajny prezent noworoczny ahhaha ;-)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie [stranger-bieber]

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba, ciekawa postać, łączy w sobie dobre i złe cechy, wyczuwam wielką zmienę w następnych rozdziałach oraz powiązanie z tamtym chłopakiem, chociaż mogę się mylić ;] czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń