piątek, 4 stycznia 2013

~DRUGI~



                Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam na łóżko. Torby, które miałam w rękach porozwalały się naokoło mnie. Pół dnia chodziłam z Brook po sklepach, więc to nic dziwnego, że byłam zmęczona. Za to moja „przyjaciółka” tryskała energią przez praktycznie całe popołudnie. Nie miałam pojęcia skąd ona bierze tyle siły… Może to za sprawą jakiś napojów energetycznych, które potajemnie łyka? A niee! No przecież! To wszystko zasługa mojej karty kredytowej, która zapłaciła za wszystkie jej zakupy. Czujecie ten sarkazm?

Dlaczego to robię?

                Jeśli mam być szczera… To sama chciałabym wiedzieć, dlaczego. Może to przez moją głupotę? A może przez dobre wychowanie, które tata wpajał mi od urodzenia? Gdy jeszcze chodziłyśmy z Brook do podstawówki, ojciec już wtedy obracał się w dużych pieniądzach. Wiele razy gdy zabierał mnie do Disney Land’u, proponował, żeby Brooklyn jechała z nami. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, bo w końcu za mnie też cały czas płacił, jednak z czasem, moja „przyjaciółka” zaczęła się do tego za bardzo przyzwyczajać i naprawdę ciężko było ją od tego odciągnąć. Trudno się mówi. Moja wina. Nic innego nie zrobię. W każdym bądź razie, dopóki starcza nam na chleb, nie będę skąpcem. To chyba nawet podchodzi pod dobry uczynek, prawda?
                Poczułam na swoich plecach delikatny dotyk. Było mi bardzo przyjemnie i naprawdę, nie chciałam, żeby to się skończyło. Po chwili mój „masaż” się skończył, a na plecach pozostał tylko sam ciężar. Zaśmiałam się pod nosem i ściągnęłam swoją kotkę, kładąc obok siebie na łóżko. Ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy, mrucząc pod nosem, bo cały czas ją głaskałam.
-Tylko ty mnie rozumiesz, prawda? – zapytałam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że odpowiedzi nie usłyszę. Podniosłam się i zostawiłam ją rozłożoną wygodnie na swoim łóżku. Pozbierałam wszystkie nowo-zakupione ubrania i włożyłam je do swojej garderoby. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu i westchnęłam ze zrezygnowaniem. Czas zrobić porządki.
                Najpierw zabrałam się za stronę prawą. Włączyłam sobie nową płytę Taylor Swift i wzięłam się do roboty. Zrzuciłam wszyściuteńkie ubrania ze wszyściuteńkich półek. Podśpiewując sobie pod nosem, rozdzielałam ciuchy na dwie części. Gdy już przejrzałam każdy, te z prawej strony poskładałam i ułożyłam z powrotem na półkach, powodując, że było ich o połowę mniej. Lewą część, wsadziłam do ogromnego, niebieskiego worka. Cofnęłam się do swojego pokoju, zgarnęłam z łóżka telefon i razem z ogromnym worem ruszyłam po schodach w dół. Ubrania położyłam w korytarzu, przy drzwiach wyjściowych pod ścianą, żeby nikomu nie przeszkadzały.
                Kolejnym moim celem była kuchnia. Urzędowała w niej, jak zwykle z resztą, Daphne. Nasza domowa gosposia, którą kocham jak członka rodziny. Naprawdę. Weszłam do pomieszczenia tanecznym krokiem, podeszłam do kobiety i dałam całusa w policzek witając się z nią z szerokim uśmiechem na ustach. Kto jak kto, ale ona mnie zna… Ale tak naprawdę.
-Jestem głodna. – zajęczałam opierając się półdupkiem na kuchennym blacie. Nalałam sobie szklankę soku i upiłam z niej łyka, czekając na odpowiedź.
-A na co masz ochotę? – zapytała. – Może spaghetti?
-Bardzo chętnie. – przyznałam. – Będę w salonie, idę oglądać telewizję. Tylko błagam Daph… Pośpiesz się, bo umrę z głodu. – Kobieta zaśmiała się lekko, ale nie protestowała, tylko od razu wzięła się za gotowanie makaronu.
                Tak jak zamierzałam, poszłam do salonu. Usiadłam na naszej ogromnej, skórzanej kanapie i ułożyłam się wygodnie. Chwyciłam pilota w ręce i włączyłam kino domowe. Stwierdziłam, że chętnie obejrzę sobie jakiś film. Przeglądając wszystkie kanały, trafiłam na ostatnią część „High School Musical” i stwierdziłam, że chętnie obejrzę sobie ją po raz kolejny. Nikt poza domownikami tego nie wiedział, ale wręcz ubóstwiałam Disney’owskie filmy i nikomu nic do tego. Nawet jeśli byłam już na nie za stara.
                Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi frontowych i po chwili przed moimi oczami stanął tata. Mężczyzna, który ma już swoje lata a i tak stara się być wiecznie młodym i dostosować do panujących trendów. Taki właśnie jest mój ojciec. Najlepszy na świecie. Uśmiechnęłam się w jego stronę, ten nachylił się i nastawił swój policzek. Ucałowałam go mocno i zaśmiałam się lekko. On również to odwzajemnił. Usiadł obok mnie i spojrzał na ekran.
-Co ty oglądasz za pierdoły. Za stara już na nie jesteś! – wytknął mi, oczywiście dla żartów. Pokazałam mu język i wróciłam do oglądania.
-Co tam w pracy? – zapytałam z ciekawości.
-Wszystko dobrze. W jednym z najbliższych centrów otwieramy nowy sklep…
-Znowu? Kolejny? – przerwałam mu.
-Tak. Znowu kolejny. – popatrzył na mnie znacząco. – Mamy z nim dużo roboty. Do tego cały czas szukamy kogoś, kto tam będzie pracował, ale jak na złość, wszystkie zgłoszenia są za słabe. – westchnął zrezygnowany. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i pogłaskałam po ramieniu.
-Dasz radę. Jak zawsze.
-Taak… - westchnął. Przez chwilę się nie odzywał i kiedy ja zdążyłam wciągnąć się w film, ten mi przerwał. – Widziałem, że robiłaś porządek w swojej garderobie.
-Yhym. – przytaknęłam. – Daphne robi spaghetti. Zjesz trochę? – zapytałam. Tata znowu westchnął i spojrzał na zegarek.
-Nie mogę. Umówiłem się już wcześniej z Cassandrą na kolację. Ale następnym razem ci nie odmówię, złotko. – zapewnił i zaczął podnosić się z kanapy. – Skoczę tylko się ogarnąć i wychodzę. A ty nie siedź do późna. – powiedział, tym swoim „rodzicielskim” tonem. Ucałował mnie w czoło i poszedł. Cassandra to jego „dziewczyna”. Trochę dziwne uczucie, gdy twój tata się z kimś spotyka a ty nadal jesteś singlem, ale co poradzić. Nie mogę mu tego wypominać, bo to pierwsza dziewczyna, z którą zaczął się umawiać, od śmierci mamy. Znam ją już dość dobrze, bo w końcu „kręcą ze sobą” już od ponad roku, ale nadal nie mogę się przyzwyczaić. Moje rozmyślania na jej temat przerwała Daphne wchodząc do salonu z talerzem pełnym jednego z moich ulubionych dań. Oblizałam usta i odebrałam naczynie od kobiety.
-W przedpokoju masz kolejny worek. Wiesz co z nim zrobić, prawda? – posłałam w jej stronę wdzięczny uśmiech.
-Oczywiście. Dyrektorka domu dziecka na pewno się ucieszy!
-Mnie też to cieszy. Dziękuję za kolację.
-Oczywiście. Ah! Byłbym zapomniała. Adam dzisiaj dzwonił, kiedy byłaś z Brook na zakupach. – od kiedy to mój ukochany, studiujący braciszek dzwoni sam z siebie do domu? Przecież jest na drugim końcu Ameryki. Czyżby znudziło mu się już w Nowym Jorku?
-Tak? I co chciał?
-Nic szczególnego. Może zatęsknił? – zaszydziła Daphne. Zaśmiałam się razem z nią. – Kazał cię pozdrowić, twojego tatę też, no i mówił, że tęskni za moim jedzeniem, ale zapewne próbował się tylko podlizać.
-No coś ty! Tutaj, w tym wypadku, akurat mu się nie dziwię. – powiedziałam szczerze. Kto jak kto, ale naszej kochanej Daph w kuchni nikt nie pobije.
-Ja już zrobiłam wszystko na dzisiaj i zmykam do domu. Do zobaczenia jutro rano. – kobieta pożegnała się ze mną i wyszła.
                Zostałam całkiem sama w naszym ogromnym domu. Każdy przeciętny nastolatek pewnie pomyślałby „To co, imprezka?”. Ale nie ja. Nie opłacało mi się czekać na ojca, bo i tak pewnie bym się go nie doczekała, film zdążył się skończyć, więc nie pozostało mi nic innego, jak wrócenie do swojego pokoju. Tak też zrobiłam. Włączyłam komputer i zaczęłam grać w Simsy. Tak oto gwiazda szkoły spędza sobotnie wieczory. Party hard!

~*~
Zgodnie z umową... Jest kolejny!:)

Teraz pytanie kierowane do Was... Czy ja naprawdę tak ŹLE piszę? I nie, nie mam na myśli komentarzy (za które swoją drogą, bardzo serdecznie dziękuję<3). Moja Pani Polonistka, powiedziała, cytuję, że mam "fatalny styl kolokwialny". Trochę straciłam wiarę w swoje możliwości, więc stąd te wszystkie wątpliwości....

Kolejny za tydzień!:)

Buziaki!:*

PS:Byłabym wdzięczna, za jakąkolwiek reklamę!:) Z góry dziękuję!:) :* <3

7 komentarzy:

  1. wcale nie jest źle :3
    przecież to nie książka, którą masz zamiar wydać a najwyczajniej w świecie pasja, coś co daje ci radość. Nie musisz być świetna, ważne, ze to lubisz. Nie ma się czym przejmować :3
    mnie jak na razie się podoba i czytać mam zamiar :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem ci tak: mi też jedna polonistka podcięła skrzydła, ale piszę nadal. Mam coraz to nowsze pomysły i jak widzę, ty również. Pomysły są świetne, postaci barwne, a ty powinnaś siebie docenić, bo świetnie piszesz i ludzie to czytają, polonistki będą się czepiać wszystkiego, chociażby dlatego żebyś lepiej pisała w przyszłości, ale pomyśl sobie: czy jak pisałaś tą skrytykowaną pracę to nie byłaś jakaś zdołowana czy w ogóle bez humoru? Albo po prostu to nie twoja tematyka. Nie w każdej kategorii musisz czuć się dobrze, żeby pisać świetnie, a tak piszesz. Czekam na kolejny :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie piszesz źle.. twoja polonistka to pewnie jędza i się nie zna heh :D
    jak na razie jest trochę nudno, ale poznajemy przynajmniej Juli :D no to czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Z całą pewnością nie piszesz źle. Piszesz bardzo dobrze, polonistki takie są, lecz nic z tym nie zrobisz. Przecież nie wydajesz książki, to jest zajęcie, pasja a nie jakieś pisanie książki. Podoba mi się rozdział, ale chciałabym w końcu się dowiedzieć jak Juliette spotka Justina :D Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa, jaki masz plan odnośnie tego opowiadania. W sensie.. co się wydarzy. Już się nie mogę doczekać, aż się akcja rozkręci. :D
    Co to twojego stylu, nie wiem, o co chodziło tej polonistce. Masz dobry, normalny styl, przynajmniej moim zdaniem. Może twojej polonistce chodziło o to, że w jakiejś pracy trochę przesadziłaś? No cóż, w każdym razie ja czytając twoje opowiadania, nie zauważam niczego takiego.
    Czekam na NN :*

    OdpowiedzUsuń
  6. wręcz przeciwnie! Cudownie piszesz ;) czekam na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. zapowiada sie kolejne swietne opowiadanie :D czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń