piątek, 11 stycznia 2013

~TRZECI~



Dwa tygodnie później.

                To już dzisiaj mój nowy układ taneczny miał ujrzeć światło dzienne. Chłopacy z drużyny mieli dzisiaj pierwszy mecz w jesiennych rozgrywkach. Finał miał się odbyć na początku grudnia i to w San Francisco, więc… W sumie na mnie to nie robiło wrażenia, ale szkoła uważa, że to „prestiż” i te inne takie pierdoły. Ja tylko martwię się o to czy nam wyjdzie, czy nie. To znaczy… Nie martwię się o siebie, bo opracowałam ten układ do perfekcji, w końcu sama go tworzyłam… Bardziej obchodzi mnie Brook, bo ostatnio jej coś nie wychodziło. Jeżeli przypadkowo spapra sprawę teraz, nie będzie miło. Oj nie.
                Widownia była pełna, widziałam to przez szybę. Trener, jednocześnie wuefista z naszej szkoły, przygotowywał drużynę jakimiś tam gadkami dopingującymi, a ja cały czas w myślach modliłam się o to, żeby wszystko nam się udało. Dostaliśmy sygnał od prowadzącego, więc szybko skrzyknęłam do siebie dziewczyny. Równo z muzyką, którą puścili przez ogromne głośniki, wybiegłyśmy na boisko, a za nami chłopacy z drużyny. Ci zajęli swoje miejsca na ławce, natomiast my zajęłyśmy się rozgrzewką publiczności.

*

                Tak jak się spodziewałam. Brook spieprzyła wszystko. Mogłam się tego domyślić i przytrzymać ją dłużej na treningu, ale w głębi duszy, naprawdę wierzyłam, że nam się uda. Trener był zawiedziony, ale co mogłam zrobić? To nie ja zaczęłam biec w drugą stronę, potrącając przy tym pół drużyny. Oczywiście starałam się… może nie uratować, co złagodzić sytuację, jednak nie za wiele to dało. Zrobiłyśmy z siebie pośmiewisko i to nie z mojej winy. Dlaczego to musiało się przytrafić akurat mnie? No dlaczego?!
                Byłam wściekła. „Zła” to za słabe słowo. Byłam naprawdę, szczerze wyprowadzona z równowagi. Wszyscy to widzieli. Brook wyglądała na naprawdę przejętą. Pomimo tego, że okazywała skruchę i poczucie winy, nie mogę jej tego popuścić. Ten układ jest dla mnie zbyt ważny, zresztą jak każdy stworzony tylko i wyłącznie przeze mnie, bez żadnej pomocy.
                Wychodząc przez główne drzwi, przyglądałam się Brook i jej zbolałej minie, która niby miała mnie jakoś zmiękczyć, co w ogóle na mnie nie działało. Nie w jej przypadku. Ja, tyle dla niej robię, a ona nie może dla mnie nauczyć się układu? Chociaż ten jeden raz?! Zagłębiona w rozmyślaniach w pewnym momencie poczułam uderzenie w głowę, na co odrzuciło mnie lekko w tył. Zachwiałam się, ale nie upadłam, co to, to nie. Spojrzałam z rządzą mordu w oczach, na intruza, który śmiał na mnie wpaść i zaśmiałam się pod nosem.
-Znowu ty? – warknęłam w jego stronę. Widziałam, że chłopak się zmieszał, ale był na tyle odważny, żeby spojrzeć mi w oczy.
-Przepraszam, ja… - zaczął słabym głosem. – Przepraszam. Zagapiłem się w telefon i…
-W telefon? – przerwałam mu. Spojrzałam pod swoje buty i rzeczywiście, obok nich leżał jakiś zjechany BlackBerry.  – A oto, co mnie obchodzi twój telefon. – odpyskowałam mu, jednocześnie patrząc w oczy. Widziałam szok pomieszany z przerażeniem w jego oczach, z każdym moim ruchem. Uniosłam lekko stopę i z całej siły rozdeptałam mu telefon. Doszczętnie. Uśmiechnęłam się zwycięsko i bez żadnych wyrzutów sumienia, pospiesznie ruszyłam w stronę swojego samochodu, zostawiając go samego pod drzwiami szkoły. Pomimo tego, że chłopacy z drużyny, z okazji wygranego meczu, zaprosili mnie na imprezę do jakiegoś klubu, stwierdziłam, że pojadę prosto to domu. Nie miałam ochoty na imprezowanie. Pożegnałam się ze wszystkimi, oczywiście omijając Brook szerokim łukiem i ruszyłam do swojego samochodu.
                W drodze do domu, naszły mnie wyrzuty sumienia… Oczywiście nie w sprawie Brook. Co to, to nie. Bardziej gryzło mnie to co zrobiłam temu chłopakowi. Rzuciłam się na niego bez powodu, niszcząc jego własność…. No, ale to nie moja wina, że tak mnie wkurzyli, no! Tak, tak wiem. To żadne usprawiedliwienie. Może go jeszcze gdzieś spotkam w szkole to go przeproszę, ale to może być trudne, bo zazwyczaj ucieka z tych wszystkich miejsc, w których ja przebywam. Postanowione. Jak nadarzy się okazja, to go przeproszę, w końcu to nie byłam prawdziwa ja, a jeśli nie… to trudno.

*

                Nienawidzę matematyki. Nienawidzę matematyki. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! Dlaczego jest obowiązkowa? No dlaczego?! Na pewno, w życiu codziennym przyda mi się obliczanie jakiś funkcji kwadratowych, czy wielomianów. Na sto procent, będę tego używać w przyszłości. Czujecie ten sarkazm?! Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale matematyczka, wybrała sobie z naszej grupy trzy osoby, które prześladuje i to dosłownie, a w tej czołowej trójce jestem również i ja. O ironio. Tak naprawdę, to nic jej nie zrobiłam, więc nie mam pojęcia za co mnie tak każe. Wytłumaczy mi to ktoś?! Na szczęście nie dała mi jedynki, tylko próbowała za wszelką cenę, udowodnić mi jak i całej klasie, że nie umiem rozwiązać zadania. Zresztą… Kto umiał?! No właśnie. Dodatkowo jeszcze zgubiłam zeszyt z historii. No myślałam, że się załamię!
                Zirytowana do granic możliwości, weszłam do stołówki. Nie wzięłam nawet swojego lunchu, tylko od razu podeszłam do naszego stolika, gdzie wszyscy już byli. Usiadłam i uśmiechnęłam się do dziewczyn. One odwzajemniły mój gest. Brook, patrzyła na mnie strachliwym wzrokiem, a ja w duchu się zaśmiałam. Czy ona myśli, że ja naprawdę nie mam nic lepszego do roboty niż roztrząsanie jej wczorajszej porażki? Błagam was! Zaczęłam normalną rozmowę i już po chwili wszyscy, nawet Brook, byli weselsi. No oczywiście pomijając mnie. Dziewczyny zarządziły, nasze codzienne sprawdzanie internetowych plotek. Wywróciłam oczami i chcąc nie chcąc chwyciłam w ręce swój telefon. Chłopacy pogrążeni byli w rozmowie na temat nowej taktyki na kolejnym meczu, w wszystkie dziewczyny siedziały z nosem w komórkach. Ja również, jednak w przeciwieństwie do nich, czytałam jedną z ostatnich powieści Kinga, a nie jakieś zmyślone plotki o Rihannie czy Beyonce. Chociaż… Osoby trzecie, pewnie tak sądziły. Tylko ja wiedziałam, jaka jest prawda i lepiej niech tak pozostanie.

*

                Wyszłam pospiesznie ze szkoły i ruszyłam w stronę swojego samochodu. Dzisiejszy trening wymęczył mnie za wszystkie czasy, jednak o to w tym chyba chodzi, prawda? Pomimo tego, że było późne popołudnie, nie narzekałam. Kochałam to co robiłam i tylko to się dla mnie liczyło.
-Przepraszam… - poczułam jak ktoś szturcha mnie z w ramię. Obróciłam się i ujrzałam chłopaka. Blond włosy, krótko przystrzyżone, ubrany w zwykłe jeansy, t-shirt i adidasy. Najprawdopodobniej był z równoległej klasy, jednak nie byłam pewna. Kojarzę go, że chodzi do naszej szkoły, ale jakoś nie za bardzo zwracam na niego uwagę. – Zostawiłaś to na parapecie. – wyjaśnił i podał mi mój zeszyt z historii. Odetchnęłam z ulgą.
-O mój Boże, dzięki wielkie. Myślałam, że już go nie znajdę. – uśmiechnęłam się do chłopaka z wdzięcznością. – Jeszcze raz dziękuję…
-Ryan. – wszedł mi w słowo.
-Tak, właśnie. Dziękuję Ryan. – myślałam, że tym sposobem zakończyłam naszą konwersację, ale jak się okazało, chłopak nie odpuszczał.
-Nie myślałem, że podziękujesz. – powiedział wyraźnie zdziwiony. Cieszyłam się, że nie ma w okolicy nikogo z moich znajomych.
-Co masz na myśli?
-Z racji tego, jak zachowujesz się zazwyczaj na stołówce, bo lekcji razem nie mamy żadnej, nie myślałem, że chociażby się do mnie odezwiesz.  Miła odmiana.
-O co ci chodzi? – zirytowałam się lekko. Jakiś obcy koleś miał mnie oceniać? Przecież nawet mnie nie zna!
-Dużo się nasłuchałem od mojego kumpla. – widząc, że nie mam pojęcia o kim mówi, wyjaśnił pospiesznie. – Justin… Justin Bieber… - uniosłam w górę brew, nie zdając sobie sprawy o kogo mu chodzi. – Wpadł na ciebie jakieś dwa tygodnie temu, gdy wychodził ze stołówki… A w tym tygodniu rozwaliłaś mu telefon. Oczywiście przypadkowo. – Usłyszałam drwinę w jego głosie, a przy ostatnim znaniu nawet utworzył tak zwany powietrzny cudzysłów. Od razu skojarzyłam o kim mówi.
-A no tak. Już wiem o kogo chodzi. – blondyn uniósł wysoko brew.
-I tyle? Żadnego przepraszam ani nic?
-A za co ja mam cie przepraszać? – zapytałam wyraźnie zdziwiona.
-Nie mnie. Justina. Zniszczyłaś mu telefon. Wypadałoby zrobić chociaż to. – wywróciłam teatralnie oczami.
-Naprawdę? Tyle hałasu o jeden głupi telefon? Kupi sobie nowy. – odpowiedziałam mu lekceważąco. Miałam zamiar odwrócić się na pięcie i po prostu odejść, jednak chłopak dał mi do zrozumienia, że jednak ma jeszcze coś do powiedzenia.
-To jednak nie jest takie łatwe jak się wydaje. – zaczął. Spojrzałam na niego zdziwiona. Co to za problem iść do pierwszego lepszego sklepu i kupić telefon? – On oszczędzał kasę od jakiś czterech miesięcy żeby móc sobie go kupić. – dobra. Teraz nie miałam pojęcia co mogłabym mu odpowiedzieć. Poczułam się strasznie. Miałam wrażenie, że wyrzuty sumienia wypalają mi dziurę wewnątrz. – Mieszka tylko z mamą, nie chciał brać od niej pieniędzy, więc sam zarabiał i odkładał, żeby móc go kupić. Proszę tylko o to, żebyś pomyślała czasami czy warto coś mówić lub robić. W szczególności chodzi mi o Justina. Cześć. – powiedział. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę powrotną. Jeszcze chwilę stałam w miejscu i obserwowałam tył jego czarnej bluzy, gdy się oddalał. Obudziłam się z transu i wsiadłam pospiesznie do samochodu. Włączyłam radio, nie chcąc zaprzątać sobie głowy jakimś chłopakiem z równoległej klasy, jednak pomimo tego jak bardzo próbowałam, chłopak i tak dał mi do myślenia.


~*~
Pozdrawiam ludzi z Wielkopolski, którzy zaczęli dzisiaj ferie!:D

Kolejny rozdział, z racji tego, że mam wolne(!!!) może pojawić się znacznie wcześniej niż się spodziewacie! (i na pewno nie będzie to piątek, bo idę na osiemnastkę), więc.... Wchodźcie i czuwajcie!:D Pozdrawiam, buziaki!!!:*

PS: Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem!:) To naprawdę miłe z waszej strony, no i przede wszystkim motywuje!:)

7 komentarzy:

  1. O nie,nie nie! Nigdzie nie idzesz! Nie będziesz mi tu z kacem pisać! Mówię Ci, zgwałcę i utopię, Cię kiedyś.
    Linexe

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie! Ciekawe, czy uda Ci się dodać kolejny jeszcze w weekend :P pewnie za dużo wymagam, ale nawet nie wiesz, jaka jestem ciekawa następnego rozdziału, naprawdę! Uwielbiam Twojego bloga strasznie mocno, a w sumie raczej oba. Czytam je od daaawna, ale po prostu nie mam nigdy czasu pisać komentarzy, a nie lubię pisać krótkich "super, czekam na nn", więc nie piszę często. Tak czy tak- pamiętaj, że jestem Twoją fanką i nigdy nie przestanę czytać Twej twórczości z racji tego, że Twój talent jest niespotykany, a ja cenię takich ludzi, zwłaszcza, że dzielisz się swoim talentem z innymi, a ja jestem niezmiernie szczęśliwa, że mam zaszczyt czytać tak wspaniałego bloga *.* pisz dalej, czekam z niecierpliwością! I nie muszę raczej wspominać, że rozdział jest ujmujący, można się domyślić po reszcie moich słów (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo.. Zapomniałam o tym blogu, a jak dzisiaj na niego weszłam to musiałam nadrobić aż 3 rozdziały. No, ale dałam rade i teraz jestem pod wrażeniem twojego pisma. Szkoda mi Justin'a, ale mam nadzieje, że go przeprosi :) No ty już wiesz, że jestem twoją ogromną fanką już od poprzedniego opowiadania. Z każdym kolejnym rozdziałam coraz bardziej mnie zaskakujesz. Po prostu jesteś niesamowita *.*
    No i ja taż mam aktualnie ferie tyle, że ja jestem z Lubuskiego :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział z pod twojej ręki :3

    [catching-feelings-now.blogspot.com]

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. jak mi sie zrobiło przykro jak sie okazało, że Justin zbierał na ten telefon tak długo, a na drugi go nie stać... ;-( mam nadzieje ze bohaterka sie nawróci i mu go odkupi ahhaahaha...
    Czekam na nn, pozdrawiam [stranger-bieber]

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi się podoba, czekam na nn :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo *o* Kocham twój styl pisania!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmmm.. zacznę od tego, że rozdział to cudeńko :D Strasznie spodobała mi się sytuacja z g. bohaterką i Ryanem. Jestem strasznie ciekawa czy przeprosi Justina. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń