Pędziłam
ulicami Los Angeles w nieznanym kierunku i rozmyślałam. Alkohol nadal buzował w
moim organizmie, jednak tym razem mieszał się z adrenaliną, która przepływała
szybko w moich żyłach. Pomimo rozmazanego obrazu i lekkiego kręcenia w głowie,
prowadziłam auto. Pomyślałam, że tata nigdy mnie nie ostrzegał, że mam nie
prowadzić po alkoholu. Nie wiem dlaczego… Może uważa mnie za taką cnotkę, że aż
myśli, że nie piję alkoholu? Albo może jest zbyt zajęty swoją Cassandrą? Na
myśl o tej kobiecie, zrobiłam się zła. Przydusiłam pedał gazu jeszcze mocniej i
teraz poruszałam się z prędkością stu kilometrów na godzinę. Miałam wszystko
gdzieś. W moich myślach pojawiało się tylko przyszłe małżeństwo. Myśl, że
Cassandra zapewne po ślubie wprowadzi się do nas… O nie… A co jeśli…. Nie. Nie.
Nie! Oni nie mogą mieć dziecka! Po prostu nie mogą! Na myśl o tym, zaczęłam
płakać. Obraz jeszcze bardziej zamazywał mi się, tym razem przez łzy
wypływające z moich oczu. Jak on mógł? Dlaczego? Nie minęło dużo czasu, a
usłyszałam dźwięk swojej komórki. Nie spuszczałam wzroku z drogi, jednak jedną
ręką szukałam urządzenia w torebce. Przez dłuższy czas nie mogłam go znaleźć,
więc zaczęłam się histerycznie śmiać.
Tak… Pękałam ze śmiechu jednocześnie płacząc. Telefon nie przestawał dzwonić,
więc zdążyłam go odebrać, nie patrząc na osobę, która próbuje się ze mną
skontaktować.
-Halo? – zaczęłam.
-Cześć Julie. – usłyszałam cichy
głos po drugiej stronie.
-Jejkuuu! Justin to ty! –
zapiszczałam. – Ale super, że to mnie dzwonisz, co tam? – wybełkotałam.
-Chyba zostawiłem u ciebie swój
zeszyt… Mogę po niego podjechać, bo jestem z Ryanem i…
-Tak, tak! Wiem… Twój zeszyt,
został u mnie i jest mu tam dobrze, wiesz? – nie udało mi się zaprzestać moich
głupich tekstów, których oczywiście nie kontrolowałam.
-Juliette, wszystko w porządku? –
zapytał ostrożnie, a ja wyczułam nutkę troski w jego głosie.
-W porządku? Pytasz mnie czy
wszystko w porządku… Hmmm…. Muszę się zastanowić co ci odpowiedzieć, bo wiesz,
nie chcę kłamać, ale nie chcę też mówić prawdy, bo będziesz myślał, że jestem
głupia… A może ja naprawdę jestem głupia? Nieee… Tamten barman mówił, że jestem
inteligentna! Justin, czy ty myślisz, że ja jestem głupia? W końcu musisz mnie
uczyć matematyki, więc nie wiem jakie masz o mnie zdanie…
-Juliette. Proszę cię uspokój
się. – przerwał mój potok słów.
-Przecież ja jestem spokojna.
-Odpowiedz mi proszę na jedno
pytanie. Piłaś?
-Tak… A co w tym dziwnego? W
końcu jestem głupia i…
-Nie jesteś głupia, Julie.
Powiedz mi gdzie jesteś, przyjadę po ciebie.
-Nie musisz Justin. To ja
przyjadę do ciebie. Chyba pamiętam drogę, ale nie jestem pewna. Czekaj, muszę
zawrócić i…
-Czekaj, czekaj… Czy ty teraz
prowadzisz samochód? – zapytał dziwnie wysokim głosem. Zaczęłam się znowu
histerycznie śmiać.
-Tak? – nie przestawałam się
śmiać. Po drugiej stronie usłyszałam tylko głuche „O kurwa”, które zapewne nie
było wcale skierowane do mnie.
-Juliette! Musisz mnie teraz
uważnie posłuchać!
-Ale po co?
-Cholera, Julie! Zrób to o co
proszę! Błagam cie!
-A co z tego będę miała? –
wybełkotałam, próbując naśladować swój zmysłowy głos.
-Wszystko! A teraz słuchaj. Zjedź
na pobocze. – chcąc nie chcąc, zrobiłam to co kazał. –Już? Teraz, zgaś silnik i
zapal światła awaryjne. – zrobiłam to co mi kazał, chichocząc pod nosem. –
Zrobiłaś to?
-Ale co? – zapytałam głupio,
drocząc się z nim.
-Juliette! Proszę cię!
-Oj no dobra, dobra. Zrobiłam.
Cokolwiek masz na myśli, ja to zrobiłam. – zapewniłam go znowu się śmiejąc.
Usłyszałam tylko zrezygnowane westchnienie po drugiej stronie. Samochody mijały
spokojnie moje auto, nieświadome, w jakim jestem stanie, ale co mi tam.
-Dobra… Teraz spójrz przez szybę…
Broń Boże nie wychodź z auta! Powiedz mi co widzisz.
-Co widzę? Widzę… Trzypasmową
ulicę, po której jeżdżą fajne samochody… I… Jakiś… Krzywy most… Albo on nie
jest krzywy on tańczy.
-Most? – upewnia się.
-Tak, most. A po drugiej stronie
mostu są statki i jakieś wielkie kółko się kręci i się świeci na kolorowo…
-Kurwa, Ryan! Ona jest na
wybrzeżu! Jakieś dobre dwadzieścia kilometrów! – powiedział do swojego kumpla,
jednak ja go cały czas słyszałam.
-Kurwa, Justin! Ona, ta co jest
na wybrzeżu, cie słyszy! – próbowałam udawać jego głos, jednak ani trochę nie
przypominał troskliwego tonu szatyna. Usłyszałam trzask drzwi samochodowych.
Obróciłam się za siebie, jednak nikt do mnie nie wsiadł… O co chodzi?
-Juliette. Już jadę. Proszę nie
ruszaj się stamtąd. Rozmawiaj ze mną przez ten cały czas, dobrze? – nie miałam
pojęcia dlaczego to robiłam, ale posłuchałam go. Mówiłam o zwykłych
błahostkach, a Justin jakby próbując mnie jeszcze bardziej rozgadać, zadawał
pełno pytań. W końcu znudziło mi się opowiadanie jakiś durnych historyjek i
stwierdziłam, że wymienianie kolorów samochodów, które mnie mijają, jest
ciekawsze. Nie miałam już siły na nic, chciałam tylko położyć się spać, jednak
gdy pomyślałam o tym, że musiałabym wrócić do domu… A tam tata i Cassandra…
Momentalnie zachciało mi się płakać. W sumie nawet się nie hamowałam. Po moich
policzkach płynęły słone łzy, już po raz kolejny w ciągu tej godziny, a z ust
wydobywał się cichutki szloch. Myślałam, że szatyn jakoś zareaguje na moje
rozpaczliwe łkanie, jednak po drugiej stronie telefonu, słyszałam tylko ciszę.
Odsunęłam komórkę od ucha i spojrzałam na wyświetlacz. Justin się rozłączył!
Jak on mógł?! Rzuciłam telefon na siedzenie obok. Odpięłam pasy i już miałam
opuścić samochód, gdy drzwi z mojej strony się otworzyły i zostałam z tego samochodu
wyciągnięta siłą. Po chwili znajdowałam się w ramionach Justina. Czując tą
troskę, z jaką mnie przytulał, rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie potrafił
mnie uspokoić. Posadził mnie na miejscu pasażera, a sam zajął miejsce za
kierownicą. Kiwnął gdzieś na tyłu i już po chwili byliśmy w drodze powrotnej.
Wystraszyłam się i to nie na żarty.
-Ja nie chcę, jechać do domu.
Justin, ja nie chcę… nie mogę jechać do domu… Jeszcze nie teraz. Proszę cię! Tylko
nie to… Justin…
-Dobrze, nie pojedziemy do
twojego domu. Proszę cię, Julie, usiądź wygodnie i idź spać, albo… nie wiem co.
Tylko błagam uspokój się. Wszystko będzie dobrze… - uspokajał mnie. Nie
wiedziałam już co robić, więc po prostu wpatrywałam się w szybę i pozwalałam
łzom spływać swobodnie po policzkach. Po jakiś dwudziestu minutach spokojnej
jazdy, stanęliśmy przed domem Justina. Spojrzałam na niego wystraszona. Jasne,
nie chciałam jechać do swojego domu, ale to nie znaczy, że mieliśmy jechać do
niego! Nosz kurde! Nie mogę pozwolić, żeby jego mama mnie taką zobaczyła! Co
sobie o mnie pomyśli? Chłopak nawet na
mnie nie patrząc, wysiadł z samochodu. Ku mojemu zdziwieniu, obszedł go dookoła
zatrzymując się przy moich drzwiach. Otworzył je i spojrzał na mnie troskliwym
wzrokiem. – Chodź. – wyszeptał w moją stronę. Niechętnie odpięłam pasy i
wygramoliłam się z samochodu. Zamknęłam drzwi i nie wiedziałam co dalej ze sobą
zrobić. Justin zadecydował za mnie i po raz kolejny tego wieczoru, znajdowałam
się w jego ramionach. Miałam wrażenie, że już dokładnie wytrzeźwiałam i teraz
czułam tylko i wyłącznie wstyd. Zadrżałam z zimna, bo w końcu miałam na sobie
tylko szorty i bokserkę.
Weszliśmy
do środka po cichu. Domyśliłam się, że jego mama śpi, więc starałam się
zachowywać równie cicho. Zdjęłam buty i udałam się na górę za szatynem. Dopiero
drugi raz jestem w jego skromnych progach i dopiero teraz, weszłam do jego
sypialni. Przytulny pokoik z wielkim łóżkiem, biurkiem zawalonym książkami,
komputerem i telewizorem. Normalny pokój nastolatka. A czego ja się
spodziewałam? Jeśli mam być szczera to… niczego. Miła odmiana, prawda? Chłopak
pospiesznie zaczął układać wszystko na biurku, jednak w pewnym momencie
przestał i cofnął się do wielkiej szafy. Otworzył ją na oścież a mnie w oczy
rzuciły się ogromne plakaty. Z jednej strony Beyonce z drugiej sam Michael
Jackson. Uśmiechnęłam się pod nosem, a chłopak wyraźnie się zmieszał, bo
przymknął lekko drzwi. Wyciągnął dresy i koszulkę.
-Chodź za mną. Zaprowadzę cię do
łazienki. – przytaknęłam i ruszyłam za nim. Pomieszczenie to również nie było
wielce ogromne, jednak na wszystko było miejsce. Wanna, prysznic, umywalka,
szafki… Wszystko czyste i lśniące, równie bardzo jak błękitne płytki na
ścianach i podłodze. – Jesteś może głodna? – zapytał. Wyczułam w jego głosie
nutkę zażenowania, więc posłałam w jego stronę kolejny uśmiech.
-Nie dziękuję. Wszystko okej. –
powiedziałam pewnym głosem. Przytaknął.
-Idę zaścielić łóżka. –
powiedział i zniknął za drzwiami, pokazując wcześniej, w której szafie znajdują
się czyste ręczniki.
Odświeżyłam
się i wyszłam z łazienki. Skierowałam się niepewnie do pokoju chłopaka. Drzwi
były uchylone, a on sam szperał w swojej szafie. Nie chciałam być w jakikolwiek
sposób niekulturalna, więc zanim otworzyłam do końca drzwi, zapukałam we
framugę. Justin podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się lekko. Wskazał ręką na
łóżko, powiedział zwyczajne „dobranoc” i opuścił pokój. Ułożyłam się delikatnie
czując w nozdrzach proszek do prania. Uśmiechnęłam się pod nosem wyobrażając
sobie chłopaka, zakładającego świeże prześcieradło. W sumie… Nie miałam co
narzekać, bo jego ubrania, które miałam na sobie były równie milutkie.
~*~
Dziękuję za 8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem!:)
Buziaki:*:*:*
~*~
Dziękuję za 8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem!:)
Buziaki:*:*:*
hee uwielbiam tego bloga, jak ona mogła po pijaku jechac ?:D czekam na kolejny NN
OdpowiedzUsuńKurcze już myślałam, że policja ją złapie albo będzie miała wypadek, jednak ona cała. Cieszę się i to bardzo, że Justin do niej zadzwonił i jej kazał zjechać na pobocze oraz to, że zabrał ją do swojego pokoju. Jejku ale poczułam ulgę, że nic się jej nie stało. Jestem ciekawa co wydarzy się w następnym rozdziale. Czekam z niecierpliwością na nn :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
W sumie to nie wiem co mam napisać, więc chyba ten komentarz pisze tylko po to żebyś wiedziała że przeczytałam. Przepraszam za mój brak weny. :(
OdpowiedzUsuńhahhaa:D ale się najebała :D dobry rozdział, czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńOMG!!! Zanim doszłam do połowy już nie mogłam się oderwać, co ja gadam! Już na samym początku. W takich sytuacjach zastanawiam się dlaczego rozdziały nie mogą być dłuższe, ale no nie mogę tego od ciebei wymagać, sama wiem, że to dość trudne, ale mam jednak nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko, nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Candice ;**
oni muszą być razem! jak on się o nią martwił! jejkuuuu. *-* myślałam że on nie wiem co zrobi.
OdpowiedzUsuńjest kochany. <3 zakochałam się w tym rozdziale, seryjnie. cuuuudowny ci wyszedł :) i oczywiście nie mogę się doczekać nowego, który, jak mam nadzieję, będzie niedługo. <3
Kocham tego bloga, ale to już wiesz chyba <3 Nie wiem dlaczego, ale Juliee mnie rozśmieszyła w tym rozdziale. A Justin był taki.. Taki inny niż w poprzednich. Już dawno dodałam Cię do polecanych u mnie więc zapraszam do siebie tym razem http://too-young-for-eternity.blogspot.com/ :) ~ Silver
OdpowiedzUsuńJustin trzyma rękę na pulsie haha XD Ja się Nie dziwie Julie też bym się trochu wściekła gdyby mój tata przyszedł i oznajmił mi że się żeni, ale z drugiej strony też ma prawo do szczęścia. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśni a i będzie dobrze :) Czekam na newsa :)
OdpowiedzUsuńOjeej, dawno mnie tu nie było, kurczę, już żałuję. :< ale teraz wciągnęłam się na dobre i już nie mogę się doczekać nowej notki. Podoba mi się postać Julie, jest taka energiczna, a gdy "gada do siebie w myślach" robi to podobnie jak ja. :D Nie mogę za to przyzwyczaić się do Justina jako cichego, nieśmiałego chłoptasia, ale przewiduję, że przejdzie w najbliższym czasie sporą metamorfozę, już nie mogę się doczekać. :3 Podsumowując, Twoje opowiadanie będzie mi nieźle chodziło po głowie, aż do kiedy dodasz nową notkę. Jak już mówiłam, nie mogę się doczekać. :D
OdpowiedzUsuńCudo *-* Nie mogę się doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuń