piątek, 15 lutego 2013

~DZIEWIĄTY~



                Kto normalny spędza sobotnie wieczory na uczeniu się matematyki?! Ups… W sumie ja nie należę do osób „normalnych”, więc… Justin pojechał do domu jakieś pół godziny temu. Przyjechał po niego Ryan i nie dał się namówić na ciastka. No cóż… Trudno. Ale najważniejsze jest to, że chyba wreszcie zaczynam ogarniać matematykę, prawda? Bo tak naprawdę, nie jestem głupia czy coś… Nigdy wcześniej nie miałam z nią problemów, jednak jak widać to wszystko zależy od nauczyciela i rodzaju zadań. Szczęście jednak ma tutaj dużo do powiedzenia.
                Usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach, więc wychyliłam się z kanapy żeby upewnić się, że to tata. Ku mojemu zdziwieniu, przed moimi oczami pierwsza pojawiła się czupryna długich i prostych czarnych włosów. No tak. Cassandra. Zaraz za nią, w domu pojawił się tata. Rozebrali się i… przestałam zwracać na nich uwagę. Poprawiłam sobie poduszkę pod głową i wróciłam do oglądania telewizji. Nie dane było mi się nacieszyć tym za długo, bo już po chwili usłyszałam znaczące chrząknięcie. Leniwie przeniosłam wzrok na ojca i jego dziewczynę.
-Cześć. – przywitałam się. Spojrzałam przelotnie na ojca, który miał surową minę. Wiem, że chce, żebym wreszcie zaakceptowała to, że się spotykają. Cały czas próbuję się do niej przekonać, ale jakoś… no nie potrafię się przełamać! Wydaje się być miła i naprawdę stara się nawiązać ze mną  jakiś kontakt, tyle że… Tata myśli, że od razu zastąpi mi mamę. To, że nigdy w życiu nie dane było mi posmakować matczynej troski nie znaczy, że od razu jakaś Cassandra to zmieni, prawda? Pomimo toczonej w myślach walki uśmiechnęłam się w jej stronę. Miała na sobie prostą oliwkową spódnicę sięgającą jej przed kolana, do tego na górze biała koszula przyozdobiona złotym naszyjnikiem. Całość miała chyba na celu uwydatnić jej biodra, co jak widać się udało.
-Cześć, Julie. – powiedział tata. Odszedł od niej kawałek i przysunął się do mnie, dając buziaka w policzek na powitanie. – Usiądź sobie. – polecił tata, oczywiście zwracając się tym razem do swojej towarzyszki, wskazując jednocześnie na fotel obok kanapy, na której aktualnie leżałam. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej, widząc jak Cassandra posłusznie zajmuje swoje miejsce. Ściszyłam lekko telewizor. – Czego byś się napiła Cassandro? – zapytał tata.
-Poproszę o herbatę, Jared. – odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem.
-A ty skarbie? – tym razem zwrócił się do mnie. Pokręciłam tylko przecząco głową i wróciłam ponownie do oglądania telewizji. Nowy teledysk Pitbulla, wydawał mi się w tym momencie nadzwyczaj ciekawy.
-No więc… Twój tata mówił, że ostatnio kiepsko idzie ci w szkole. To prawda? – zaczęła Cassandra. No cóż… Wybrałaś sobie kiepski temat, laska.
-Tylko z matematyki. – warknęłam pod nosem. Dlaczego w ogóle mój własny ojciec rozpowiada to na prawo i lewo?! Nie powinien siedzieć cicho? Nie czuje żadnego wstydu i jeszcze się chwali, że jego jedyna córka jest zagrożona z matmy?! Co jest z nim nie tak?! A to podobno to Adam jest tym nienormalnym.
-Może mogłabym ci jakoś pomóc? – kontynuowała delikatnie. Spojrzałam na nią zaskoczona i zamrugałam oczami. – Wiesz… Znam kilku dobrych korepetytorów, bo ostatnimi czasy moja siostrzenica też ma małe problemy…
-Dziękuję za troskę i w ogóle, ale dam sobie radę.  – powiedziałam i poczułam jakieś dziwne wyrzuty sumienia, że tak szybko ją zgasiłam. W końcu chciała mi tylko pomóc prawda? – Kolega już mnie uczy. Był tu dzisiaj, niedawno pojechał. – wyjaśniłam pospiesznie próbując złagodzić nieco sytuację.
-Kolega mówisz? – wtrącił tata napiętym głosem wchodząc do salonu z dwoma kubkami w ręce. Ups? Usiadł na oparciu fotela, który zajmowała jego dziewczyna i spojrzał na mnie wymownie. – Mam nadzieję, że naprawdę się uczyliście, a nie zachowywaliście się tak jak w tych wszystkich filmach o nastolatkach? – kontynuował swój wywiad nie szczędząc mi ironii. Wyraźnie zaakcentował słowo „uczyliście się”. Domyślałam się co miał na myśli, jednak nie miałam czasu, żeby bardziej się nad tym zastanowić, bo szybko zmienił temat. – Słuchaj, chcieliśmy cię tylko poinformować o kilku rzeczach. – zaczął dziwnie napiętym głosem.
-Tak? – wyrzuciłam z siebie. Zaczęłam się lekko niepokoić, ale wolałam nie wyciągać pochopnych wniosków. Wyłączyłam telewizor i poprawiłam się na kanapie. Nadal miałam na sobie strój w jakim pojechałam do centrum po Justina. Tym razem tylko miałam odpięty guzik od szortów, ponieważ gdy leżałam, boleśnie wbijał mi się w brzuch. Nie czułam się skrępowana, bo Cassandra była naprawdę częstym gościem w naszym domu i widziała mnie już w gorszym stanie.
-W najbliższy weekend polecimy z Cassandrą do Nowego Jorku, do Adama. Wyjeżdżamy w czwartek wieczorem a wracamy dopiero w poniedziałek. – zmarszczyłam brwi. To nie pierwszy raz od kiedy zostawia mnie samą na weekend, więc nie wiem o co tyle hałasu. – No i tydzień później, tym razem sam, jadę do Vegas. Też na cały weekend. Mam tam kilka spraw do załatwienia, więc nie będę jeździł piętnaście razy w tą i z powrotem.
-Jasne, jasne. Nie ma sprawy tato. – powiedziałam z uśmiechem. Nie miałam mu za złe, że nie spędzaliśmy razem każdego weekendu. W końcu pracował, a ja to doskonale rozumiałam. Nie miałam z tym większych problemów. To Adam zawsze się o to rzucał. Później się jednak bardziej przekonał. Chyba musiał do tego dorosnąć.
-I… jest jeszcze coś. – zaczął delikatnie. Zauważyłam strach w jego oczach, więc sama zaczęłam się niepokoić, ale czekałam na wyjaśnienia. Po dłużej chwili podczas której posyłali sobie jakieś znaczące spojrzenia, westchnął przeciągle i spojrzał na mnie niepewnie. Chwycił lewą dłoń Cassandry i wyciągnął ją w moją stronę. – Zaręczyliśmy się. Dzisiaj podczas kolacji, poprosiłem Cassandrę o rękę. Zgodziła się.
                Mój świat zatrzymał się w miejscu. Przetrawiałam te wszystkie informacje w swojej głowie i nie mogłam w nie uwierzyć. Po prostu nie mogłam. Zauważyłam, że ręka Cassandry jest wyciągnięta tylko po to, żeby utwierdzić mnie w przekonaniu, że to wszystko prawda. Na jej palcu spoczywał śliczny, delikatny złoty pierścionek z turkusowym diamencikiem. Byłam oniemiała. Po prostu… Brakowało mi słów. Oczy, jak zresztą i buzie miałam szeroko otwartą. Oddychałam powoli i głęboko. Ta krótka chwila, która w moim odniesieniu zdawała się być wiecznością, była największą katorgą jaką przeżyłam. Nie. Nie. Nie. To nie może być prawda. Oboje winowajców patrzyło na mnie przestraszonym wzrokiem a ja nie miałam pojęcia co zrobić. Wszystkie kumulujące się we mnie emocje zdawały się być aż bolesne. W jednej sekundzie podniosłam się z kanapy i pobiegłam w stronę swojego pokoju. Tata próbował mnie zatrzymać i uspokoić, jednak ja go nie słuchałam tylko cały czas mamrotałam pod nosem słowo „nie”. Wpadłam do swojej sypialni i stanęłam przed lustrem. Byłam naprawdę blada i nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Zapięłam guzik od szortów, uczesałam się i chwyciłam do ręki torebkę. Zaczęłam wypełniać je najpotrzebniejszymi rzeczami, takimi jak telefon czy portfel. Zgarnęłam z biurka kluczyki do samochodu i wzięłam głęboki wdech. Musiałam jeszcze raz zmierzyć się z moim ojcem. Wyszłam z pokoju, szybko zbiegłam ze schodów i udałam się do drzwi frontowych.
-Julie? – dobiegł mnie głos taty z salonu. Nie odpowiedziałam tylko chwyciłam za klamkę i trzasnęłam drzwiami. Nie zdążyłam dojść do samochodu, a w otwartych drzwiach stał mój ojciec zakładający buty. Pospiesznie otworzyłam drzwi do auta, wpakowałam się do środka i na wszelki wypadek zablokowałam drzwi. Okno od strony pasażera było lekko otwarte, więc gdy wyjeżdżałam z podjazdu, słyszałam paniczne krzyki ojca. – Juliette! Dokąd jedziesz? Wracaj! Julie proszę! – nie miałam zamiaru wracać.
                Nie wiedziałam gdzie jadę, ale mało mnie to w tej chwili obchodziło. Cały dzień spędziłam tak miło, a tu takie zakończenie! Byłam wyspana, nie męczył mnie kac, później uczyłam się z Justinem, co mogę nazwać tylko i wyłącznie miłym spędzaniem czasu, a teraz? Teraz zbliża się dziesiąta, na dworze zaczyna się robić szaro, a ja muszę uciekać od rzeczywistości. Dlaczego? Tak naprawdę… Ten dzień, jeśli chodzi o moją osobę to jeszcze się nie skończył. Mogę mieć jedynie nadzieję, że nie będzie jeszcze gorszy. Chociaż, nie… Nie mogę teraz sobie wyobrazić, że istnieje coś jeszcze gorszego. Jak na razie mój świat leży w gruzach.

*

                Zaparkowałam na jednym z wielu wolnych miejsc i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam go i ruszyłam w stronę otwartych drzwi. W powietrzu unosił się dym od papierosów, oraz smród alkoholu. Nie, nie pojechałam do żadnego klubu. Podjechałam do jednego z licznych pubów. Cały lokal pełen był obślizgłych typów, którzy spotykają się w soboty z kumplami, żeby sobie popić. Nie było żadnej muzyki, żadnego porządku, tylko jeden wielki harmider. Podeszłam do baru i skierowałam się od razu w stronę barmana. Na moje oko miał około dwudziestu pięciu lat. Uśmiechnęłam się seksownie w jego stronę, co ten momentalnie odwzajemnił. Brązowe kosmyki włosów plątały się niesfornie na jego głowie, przez co wyglądał bardzo atrakcyjnie, jednak nie był w moim typie, chociaż na pewno spodobałby się połowie dziewczyn z mojego liceum.
-W czym mogę pomóc? – zapytał uprzejmie.
-Chcę zapić smutki. Pomożesz? – zapytałam, lekko z nim flirtując. Zatrzepotałam rzęsami, jednak ku mojemu zaskoczeniu, nie podziałało to na niego.
-Wybacz mi, ale nie sprzedaje alkoholu nieletnim.
-A skąd możesz wiedzieć ile mam lat? –zapytałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał zmysłowo.
-Nie wiem, strzelam po prostu. A możesz mi pokazać jakiś dokument, że się mylę? – no co jest?! Nie działa na niego mój urok osobisty? Oj kolego jesteś chyba jedyny.
-Oj, no daj spokój… - powiedziałam przygryzając wargę. Przejechałam dłonią, po jego dłoni, która spoczywała spokojnie na blacie. Chłopak nabrał głęboko powierza. O tak, mam cię.
-Wybacz mi… Nie mogę. Nie chcę stracić pracy… Jesteś naprawdę seksowna i w ogóle, więc chętnie wezmę od ciebie numer, ale nie sprzedam ci alkoholu, wybacz. – no chyba sobie ze mnie kpi w tym momencie!
-Zapłacę podwójnie, potrójnie… Ile będziesz chciał! Błagam, potrzebuję tego…
-Nie tutaj. Przykro mi. – na tym zakończyła się nasza rozmowa. Nie miałam zamiaru dłużej robić z siebie idiotki przed obcym kolesiem, więc udałam się w stronę drzwi, specjalnie kręcąc odpowiednio biodrami. – Zaczekaj! – usłyszałam za sobą. Nie obracałam się, szłam cały czas do przodu nie zwracając na nikogo uwagi. Trzasnęłam drzwiami i wsiadłam do samochodu. To nie jest jedyny pub w Kalifornii, a ja nie miałam zamiaru spocząć, póki się nie napiję i zapomnę o rozmowie z ojcem. Koniec kropa.

*

                W drugim pubie, w którym aktualnie się znajdowałam, nie robili żadnych problemów. Widzieli, że mam pieniądze i że jestem naprawdę „wyjątkową” klientką, więc nawet nie pisnęli słówkiem.
-Jeszcze raz to samo. – zwróciłam się do barmana.
-Kolejne Brendy? – upewnił się. Przytaknęłam tylko i dokończyłam moją aktualną szklankę.
Drink, którego zamówiłam, był już trzecim z kolei, więc nie trudno było się domyśleć, że czułam już jego działanie. Wypiłam go pospiesznie i stwierdziłam, że nie mam ochoty na więcej. Myślami byłam już daleko od ojca i jego dziuni, a o to mi chodziło, prawda? Chwiejnym, ale przede wszystkim prostym krokiem doszłam do swojego samochodu. Nie panowałam nad tym co robię. Otworzyłam drzwi i usiadłam za kierownicą, pewnym ruchem odpalając silnik auta…


~*~
Kończą mi się rozdziały, które kiedyś pisałam na zapas, a to bardzo zł znak, bo od dobrych kilku tygodni szkoła pochłania cały mój wolny czas i nie mam czasu napisać nawet zdania.... Może być ciężko.....

Jak podoba się ten rozdział? Jak myślicie, co się stanie dalej?

No i ponawiam pytanie... Z kim spotkam się w Łodzi a z kim w Berlinie?;)

Pozdrawiam, buziaki:*:*:*

PS: Serdecznie dziękuję, za 5 komentarzy pod poprzednim rozdziałem oraz ponad 4000 wejść:) 

7 komentarzy:

  1. Strasznie mi sie podoba, tak bardzo bardzo, oczywiście jestem ciekawa co będzie dalej, mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na napisanie kolejnego rozdziały, bo ja tu umrę z ciekawości. Czekam na nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, to jest wspaniałe <3 Czytam to opowiadanie prawie od początku, ale nie miałam za bardzo czasu komentować i pewnie nie jeszcze raz mi się to zdarzy ;) Ale muszę powodzieć, że uwielbiam to jak piszesz, jesteś cudowna! Mam tylko nadzieję, że Julie nie stanie się krzywda, bo prowadzenie auta, gdy nie umie się nawet poprawnie chodzić to nienajlepszy pomysł i mam naprawdę złe przeczucia...

    Śliczny szablon! Jeszcze się z takim nie spotkałam, więc naprawdę przykuł moją uwagę ;P

    Jej, mam nadzieję, że ktoś uratuje naszą bohaterkę zanim spowoduje wypadek i że jej znajomość z Justinem się rozwinie ;> Liczę też, że Cassandra wcale nie jest taka zła i Julie uda się zaakceptować związek jej ojca. Wiem, że to nie łatwa sytuacja, ale przecież jej tata jest dorosły, ma prawo decydować o swoim życiu, a ona, jako kochająca córka nie powinna skazywać go na wieczną samotność.

    Być może spotkamy się w Łodzi. Mam duże szanse na pojechanie na koncert, ale nie chcę zapeszać zanim nie będę na 100 % pewna ;) Tak czy siak, życzę udanego koncertu i niezapomnianych wrażeń, choć wydaję mi się, że Justin o to doskonale zadba :D

    Muszę się streszczać, bo rano mam samolot i powinnam się wyspać ^^

    Pozdrawiam ; **

    [mai-dire-mai.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Zastanawia mnie tylko to dlaczego nie pojechała do Justina. A może tak miało być ? Jestem ciekawa co wydarzy się później w następnym rozdziale. Może będzie mieć wypadek, cóż wystarczy tylko czekać. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No mam nadzieję, że nic jej się nie stanie. Czekam na newsa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. czemu ty tak fajnie piszesz? i skąd ty bierzesz takie mega pomysły ?
    no po prostu ci zazdroszę :d
    Nie martw się ja też nie mam ostatnio pomysłu na opowiadanie, ale nie martw się z czasem to mija :3
    buuizak <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Oby nic jej się nie stało :O Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Uwielbiam Twój styl pisania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc od razu przepraszam, że zaniedbałam.. Ba! Olałam całkowicie Twojego bloga, ale no.. Nie, nie znajdę sensownej wymówki. Przeczytałam właśnie całe opowiadanie i chyba jedyne co mogę powiedzieć to: "wow". Fabuła jest ciekawa, nie oklepana i jedzie dalej swoim spokojnym rytmem co baardzo przypadło mi do gustu. C: Jeśli chodzi o bohaterkę, to śmiało mogę przyznać, iż zżyłam się z nią tak samo jak z jej opowieścią. : ) Cieszę się, że w końcu nadrobiłam te wszystkie rozdziały. C: Ach! Do tego pięknego opowiadania dołączmy jeszcze ten wygląd i Twój przecudowny talent, z którego stylem jestem związana, wychodzi naprawdę coś pięknego. ^^

      Usuń