Ulewa powoli
mijała, z czego bardzo się cieszyłam. W końcu, za chmurami kryje się słońce.
Pomimo tego, że mieszkam w Los Angeles, gdzie codzienne upały to norma, tak czy
tak, gdy robi się pochmurno, zaczyna mi brakować tego słonecznego ciepła.
Dziwne? Nie dla mnie. Wszystko wtedy zawsze wygląda lepiej, ładniej… Jest
rozjaśnione przez te wszystkie promienie i w ogóle… A tak? Szaro i ponuro…
Nawet radosna muzyka, z radia nie potrafiła poprawić mi humoru. Zresztą komuś
potrafiła? No właśnie. I w ten oto sposób dowiedliśmy, że Słońce jest
lekarstwem na wszystko.
Chociaż…
Justin też taki jest. Tak. Przyznaję. Chłopak jest bardzo fajny i naprawdę dziwię
się sama sobie, jak ja mogłam tak bezpodstawnie go oceniać? Pomimo tego, że nie
rozmawialiśmy za dużo i tak wydaje się być przyjazny i w ogóle. Zresztą,
udowodnił to, proponując mi pomoc w matematyce… No właśnie… Ten cholerny
przedmiot nie daje mi spokoju. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie mam
pojęcia jak przekazać te wieści mojemu tacie. Będzie wściekły, to na pewno. W
tym wypadku chyba najlepszym rozwiązaniem, będzie to… że powiem mu o tym
dopiero jak poprawię. Jestem pewna, że jakbym powiedziała mu teraz, że
nauczycielka mi grozi, że mnie usadzi, urządził by mi huczną awanturę, nawet
nie dając mi dość do słowa, żeby chociażby spróbować coś wyjaśnić lub złagodzić
sytuację. A tak? Będzie już po wszystkim. Co najwyżej będzie na mnie odrobinę
zły, że nie powiedziałam mu od razu, ale nie będzie mógł mi nic zarzucić, bo
praktycznie będę już miała wszystko poprawione. Plan idealny!
Wjeżdżając
na podjazd i otwierając garaż, zdziwiłam się, i to bardzo, widząc, że samochód
taty jest już na swoim miejscu. Jest środek tygodnia. Powinien być w pracy
jeszcze co najmniej trzy godziny. Co jest grane? Pospiesznie wzięłam swoją
torbę, teczkę z dokumentami mamy Justina i zamykając auto pilotem, ruszyłam do
środka. Weszłam drzwiami garażowymi, więc znalazłam się w kuchni a nie w
korytarzu. To pomieszczenie było jednak puste. Zrobiłam kilka kroków, dochodząc
do jadalni, gdzie również nie było żywej duszy. Wchodząc do salonu, stanęłam
jak wryta. Mój tata siedział sobie najzwyczajniej w świecie na kanapie i czytał
gazetę. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Czyżbyśmy mieli spędzić
wieczór razem? Tak jak kiedyś?
-Cześć tato! – przywitałam się
radośnie. Staruszek odłożył gazetę na stół, a mi momentalnie uśmiech zniknął.
Jego mina nie wskazywała na nic dobrego.
-Siadaj. – powiedział tonem
wypranym ze wszystkich emocji. Wskazał głową na skórzany fotel obok. Posłusznie
zajęłam wyznaczone miejsce i czekałam na to co miało się stać. – Otrzymałem dzisiaj
telefon… - zaczął. – Od twojej nauczycielki matematyki. – jęknęłam głośno. Po
co ta suka do niego zadzwoniła?! Narobiła tylko niepotrzebnego szumu.
-Ale tato, to nie tak…
-Ale co nie tak?! – warknął w
moją stronę. – Możesz nie zdać matematyki, a ty mi mówisz, że to nie tak?! –
był zły. Może nawet więcej niż zły.
-Jest dopiero połowa listopada… Jeszcze
nic nie jest przesądzone…
-Oczywiście, że nie jest. –
przyznał. – Poprawisz to. Już ja o to zadbam.
-Nie musisz. – wypaliłam szybko.
Bałam się, co mój ociec wymyślił, a był zdolny do wielu rzeczy. – Poprosiłam kolegę.
Przygotuje mnie na wszystkie poprawki. – tata spojrzał na mnie podejrzliwie.
Zawsze tak robił, gdy wspominałam o jakimkolwiek chłopaku. Był uczulony na tym
punkcie. Wiem, że to w trosce i w ogóle, no ale bez przesady! Podałam tacie
teczkę z dokumentami mamy Justina. – Syn pani Mallette. Wypadałoby, żebyś do niej
zadzwonił jeszcze dzisiaj i wytłumaczył co i jak. – powiedziałam, świadomie
dążąc do zmiany tematu.
-A no właśnie. Co to za akcja? –
zapytał a ja uśmiechnęłam się w duchu, że osiągnęłam swój cel. Tata zabrał do
swoich rąk teczkę, którą mu wcześniej podałam i zaczął przeglądać wszystkie
papiery.
-Nic. Po prostu chcę pomóc
koledze w potrzebie… A skoro mam taką możliwość, to dlaczego, nie?
-Co znowu przeskrobałaś? –
zapytał, już delikatniejszym tonem. Aż tak to było widać, że próbuję się
wyleczyć z wyrzutów sumienia czy co?
-Osądziłam go bezpodstawnie.
Zresztą, to u nas rodzinne. Adam sam ci to potwierdzi. Poza tym, on znęcał się
nad nim w szkole i teraz ja próbuję odkupić jego winy.
-Adam dokuczał komuś w szkole?! –
tata wyraźnie się zdziwił. To co? Mam rozumieć, że miejsce ulubionego dziecka,
już sobie zajęłam, prawda? Nie wiem dlaczego wkopałam go dopiero teraz. Mogłam
zrobić to o wiele wcześniej! – Oj chyba czeka nas porządna rozmowa… - westchnął ze zrezygnowaniem. Chwycił
telefon i zadzwonił do pani Mallette. – Idź się uczyć. – zarządził.
-Ale tato… - jęknęłam, ale nie
dane było mi skończy.
-Do nauki i bez dyskusji. –
zakończył. – Halo? Dzień dobry, z tej strony Jared Amorelli. Ja w sprawie
podania o pracę… - zaczął, jednak ja już go nie słuchałam. Posłusznie udałam
się na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Odrzuciłam torbę w kąt, i chcąc nie
chcąc, zaczęłam przeglądać zeszyt z matematyki.
*
Po długim spacerze po centrum handlowym, zajęliśmy stolik w McDonald’s. Obrzuciłam każdego spojrzeniem i stwierdziłam, że jednak nikt nie ma ochoty się ruszyć coś zmówić. Olałam ich wszystkich i sama udałam się w kierunku kasy. Uniosłam wysoko głowę i zaczęłam przeglądać menu umieszczone nad kasami.
-Proszę, co podać? – usłyszałam
dość znajomy głos. Spuściłam wzrok, który natychmiast utkwił w chłopaku przy
kasie. Widziałam, że stara się na mnie nie patrzeć, bo grzebał coś nerwowo przy
kasie ze spuszczonym wzrokiem.
-Cześć Justin. – odpowiedziałam z
uśmiechem. Moi znajomi bardziej byli zajęci rozmową przy stoliku, niż
zastanawianiem się, gdzie zniknęłam, więc nie musiałam udawać kogoś kim nie
jestem. Chłopaka tak zaskoczył mój uprzejmy ton, że aż spojrzał na mnie z
szeroko otwartymi oczami i lekko uchyloną buzią. – Poproszę małą sałatkę z
kurczakiem i szejka truskawkowego. – złożyłam zamówienie nie przestając się
uśmiechać. Chłopak wszystko dokładnie „wystukał” na kasie. Zapłaciłam mu
należytą kwotę i czekałam aż wszystko co zamówiłam pojawi się na mojej tacce. Z
zainteresowaniem obserwowałam szatyna, który przygotowywał mi szejka. Zniknął,
by po chwili położyć przede mną zamówioną wcześniej sałatkę.
-Smacznego. – powiedział i
uśmiechnął się nieśmiało. Odwzajemniłam gest i widząc, że za mną utworzyła się
lekka kolejka, ustąpiłam miejsca innym ludziom, pozwalając jednocześnie w
spokoju pracować szatynowi. Wróciłam do stolika, usiadłam i zaczęłam jeść nawet
nie słuchając o czym reszta rozmawia.
Nasza
rozmowa wydawała mi się z lekka sztywna, nie mam pojęcia dlaczego. Jeszcze
kilka dni temu, gdy byłam u niego w domu, wszystko wydawało się inne niż teraz.
Nie ogarniam chłopaka. Przypomniało mi się o tym, że miał się odezwać w sprawie
moich „korepetycji” i jakoś nadal tego nie zrobił. Zjadłam wszystko i
spojrzałam wyczekująco na swoich towarzyszy, którzy dyskutowali o jakiejś
imprezie.
-A ty co myślisz? – zapytała mnie
Brook.
-Huh? – spojrzałam na nią zdezorientowana.
W ogóle nie byłam w temacie, ale jakoś nie przeszkadzało mi to znowuż aż tak
bardzo.
-Chodzi mi o imprezę. Brad
planuję zorganizować domówkę. Piszesz się?
-Jak najbardziej. – przyznałam.
No co? Nigdy nie przegapiałam okazji na dobrą zabawę, nawet jeśli wiązało to
się z moimi „cudownymi znajomymi”. – Idę
zabrać sobie coś na drogę i zmywam się do domu. – przyznałam. Pożegnałam się ze
wszystkimi i ruszyłam do kasy, już po raz drugi w ciągu tych kilkunastu minut. Zanim
ustawiłam się w kolejce, przyglądnęłam się wszystkim kasom po kolei,
sprawdziłam przy której stoi Justin i właśnie w tamtą stronę podążyłam.
Poczekałam kilka minut i nareszcie nadeszła moja kolej. Chłopak tym razem nie
unikał już mojego spojrzenia, co mnie mile zaskoczyło.
-Co podać? – zapytał.
-Trzy paczki dużych frytek, dwa cheeseburgery
i trzy wiśniowe ciastka. Na wynos tym razem. – powiedziałam. Chłopak tylko
zaśmiał się pod nosem.
-Widzę, że tym razem żadnej
sałatki? – zaśmiał się, ale nie sprzeciwiał się. – Już wychodzisz?
-Tak… Nie mam ochoty już tu
siedzieć. – przyznałam szczerze.
-To tak jak ja. Ale na szczęście
jeszcze tylko piętnaście minut… - powiedział zadowolony.
-Podwieźć cię? – zaproponowałam. Zaskoczony
chłopak nie wiedział co odpowiedzieć.
-No coś ty. Przejdę się.
-No to będę czekać na ławce przy
głównym wyjściu.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale. –
zarządziłam. Zapłaciłam mu i chwyciłam w ręce swoje jedzenie. – I tak jeszcze
musimy się umówić, na nasze podrobione korepetycje. Zapomniałeś już? –
przypomniałam mu. Uśmiechnęłam się, puściłam oczko w jego stronę i ruszyłam w
stronę wyjścia. Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Usiadłam w wyznaczonym
miejscu i zaczęłam zajadać się frytkami. Równo po piętnastu minutach, przy moim
boku pojawił się szatyn. – To jak, jedziemy?
-Jedziemy. – przytaknął.
Uśmiechnęłam się w jego stronę i wstałam z ławki. Chłopak podał mi moją torbę i
ruszyliśmy do drzwi. Otworzył je i przytrzymał, przepuszczając mnie pierwszą.
Nie chciałam się do tego przyznać, ale tym gestem sobie u mnie zapunktował i to
bardzo. Posłałam w jego stronę wdzięczny uśmiech i ruszyłam w stronę samochodu.
Cała
droga minęła nam na przyjemnej rozmowie. Miałam nadzieję, że tak będzie już
zawsze. Dlaczego jeszcze niedawno byłam na tyle głupia, żeby go poniżać?!
Idiotka ze mnie…
~*~
Powoli kończą mi się ferie, więc niestety wrócimy do co-weekendowych rozdziałów.... Wybaczcie, ale nie dam rady pisać więcej.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem!:) Ale jeśli... To obiecuję, że kolejny będzie lepszy!:) Akcje mam zaplanowaną na kilka następnych notek, więc... tylko czytać!;)
Do następnego!:*
Buziaki!:*:*:*
PS: Dziękuję za 10 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i ponad 2000 wyświetleń!:) To wiele dla mnie znaczy<3 Jeszcze raz wielkie dzięki!:*
~*~
Powoli kończą mi się ferie, więc niestety wrócimy do co-weekendowych rozdziałów.... Wybaczcie, ale nie dam rady pisać więcej.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem!:) Ale jeśli... To obiecuję, że kolejny będzie lepszy!:) Akcje mam zaplanowaną na kilka następnych notek, więc... tylko czytać!;)
Do następnego!:*
Buziaki!:*:*:*
PS: Dziękuję za 10 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i ponad 2000 wyświetleń!:) To wiele dla mnie znaczy<3 Jeszcze raz wielkie dzięki!:*
Ciekawy dobry rozdział. Spodobała mi się ta akcja w McDonald's :D
OdpowiedzUsuńŚwietny :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
Nadal jestem zła za wczoraj, ale rozdziałem 1/4 swoich win, więc wiesz :D W każdym razie czekam na nn. :D
OdpowiedzUsuńLinexe.
bardzo miło się czytało, czekam na nn :**
OdpowiedzUsuńAwwww Justin jest słodki.<3
OdpowiedzUsuńZakochają się w sobie! Ma nadzieję .:D haha
Świetny rozdział! Czekam na nn ;)
@Michaelowax3
jakie słodziaki!
OdpowiedzUsuńno uwielbiam tę historię po prostu :3