czwartek, 24 stycznia 2013

~SZÓSTY~



                Ulewa powoli mijała, z czego bardzo się cieszyłam. W końcu, za chmurami kryje się słońce. Pomimo tego, że mieszkam w Los Angeles, gdzie codzienne upały to norma, tak czy tak, gdy robi się pochmurno, zaczyna mi brakować tego słonecznego ciepła. Dziwne? Nie dla mnie. Wszystko wtedy zawsze wygląda lepiej, ładniej… Jest rozjaśnione przez te wszystkie promienie i w ogóle… A tak? Szaro i ponuro… Nawet radosna muzyka, z radia nie potrafiła poprawić mi humoru. Zresztą komuś potrafiła? No właśnie. I w ten oto sposób dowiedliśmy, że Słońce jest lekarstwem na wszystko.
                Chociaż… Justin też taki jest. Tak. Przyznaję. Chłopak jest bardzo fajny i naprawdę dziwię się sama sobie, jak ja mogłam tak bezpodstawnie go oceniać? Pomimo tego, że nie rozmawialiśmy za dużo i tak wydaje się być przyjazny i w ogóle. Zresztą, udowodnił to, proponując mi pomoc w matematyce… No właśnie… Ten cholerny przedmiot nie daje mi spokoju. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie mam pojęcia jak przekazać te wieści mojemu tacie. Będzie wściekły, to na pewno. W tym wypadku chyba najlepszym rozwiązaniem, będzie to… że powiem mu o tym dopiero jak poprawię. Jestem pewna, że jakbym powiedziała mu teraz, że nauczycielka mi grozi, że mnie usadzi, urządził by mi huczną awanturę, nawet nie dając mi dość do słowa, żeby chociażby spróbować coś wyjaśnić lub złagodzić sytuację. A tak? Będzie już po wszystkim. Co najwyżej będzie na mnie odrobinę zły, że nie powiedziałam mu od razu, ale nie będzie mógł mi nic zarzucić, bo praktycznie będę już miała wszystko poprawione. Plan idealny!
                Wjeżdżając na podjazd i otwierając garaż, zdziwiłam się, i to bardzo, widząc, że samochód taty jest już na swoim miejscu. Jest środek tygodnia. Powinien być w pracy jeszcze co najmniej trzy godziny. Co jest grane? Pospiesznie wzięłam swoją torbę, teczkę z dokumentami mamy Justina i zamykając auto pilotem, ruszyłam do środka. Weszłam drzwiami garażowymi, więc znalazłam się w kuchni a nie w korytarzu. To pomieszczenie było jednak puste. Zrobiłam kilka kroków, dochodząc do jadalni, gdzie również nie było żywej duszy. Wchodząc do salonu, stanęłam jak wryta. Mój tata siedział sobie najzwyczajniej w świecie na kanapie i czytał gazetę. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Czyżbyśmy mieli spędzić wieczór razem? Tak jak kiedyś?
-Cześć tato! – przywitałam się radośnie. Staruszek odłożył gazetę na stół, a mi momentalnie uśmiech zniknął. Jego mina nie wskazywała na nic dobrego.
-Siadaj. – powiedział tonem wypranym ze wszystkich emocji. Wskazał głową na skórzany fotel obok. Posłusznie zajęłam wyznaczone miejsce i czekałam na to co miało się stać. – Otrzymałem dzisiaj telefon… - zaczął. – Od twojej nauczycielki matematyki. – jęknęłam głośno. Po co ta suka do niego zadzwoniła?! Narobiła tylko niepotrzebnego szumu.
-Ale tato, to nie tak…
-Ale co nie tak?! – warknął w moją stronę. – Możesz nie zdać matematyki, a ty mi mówisz, że to nie tak?! – był zły. Może nawet więcej niż zły.
-Jest dopiero połowa listopada… Jeszcze nic nie jest przesądzone…
-Oczywiście, że nie jest. – przyznał. – Poprawisz to. Już ja o to zadbam.
-Nie musisz. – wypaliłam szybko. Bałam się, co mój ociec wymyślił, a był zdolny do wielu rzeczy. – Poprosiłam kolegę. Przygotuje mnie na wszystkie poprawki. – tata spojrzał na mnie podejrzliwie. Zawsze tak robił, gdy wspominałam o jakimkolwiek chłopaku. Był uczulony na tym punkcie. Wiem, że to w trosce i w ogóle, no ale bez przesady! Podałam tacie teczkę z dokumentami mamy Justina. – Syn pani Mallette. Wypadałoby, żebyś do niej zadzwonił jeszcze dzisiaj i wytłumaczył co i jak. – powiedziałam, świadomie dążąc do zmiany tematu.
-A no właśnie. Co to za akcja? – zapytał a ja uśmiechnęłam się w duchu, że osiągnęłam swój cel. Tata zabrał do swoich rąk teczkę, którą mu wcześniej podałam i zaczął przeglądać wszystkie papiery.
-Nic. Po prostu chcę pomóc koledze w potrzebie… A skoro mam taką możliwość, to dlaczego, nie?
-Co znowu przeskrobałaś? – zapytał, już delikatniejszym tonem. Aż tak to było widać, że próbuję się wyleczyć z wyrzutów sumienia czy co?
-Osądziłam go bezpodstawnie. Zresztą, to u nas rodzinne. Adam sam ci to potwierdzi. Poza tym, on znęcał się nad nim w szkole i teraz ja próbuję odkupić jego winy.
-Adam dokuczał komuś w szkole?! – tata wyraźnie się zdziwił. To co? Mam rozumieć, że miejsce ulubionego dziecka, już sobie zajęłam, prawda? Nie wiem dlaczego wkopałam go dopiero teraz. Mogłam zrobić to o wiele wcześniej! – Oj chyba czeka nas porządna rozmowa…  - westchnął ze zrezygnowaniem. Chwycił telefon i zadzwonił do pani Mallette. – Idź się uczyć. – zarządził.
-Ale tato… - jęknęłam, ale nie dane było mi skończy.
-Do nauki i bez dyskusji. – zakończył. – Halo? Dzień dobry, z tej strony Jared Amorelli. Ja w sprawie podania o pracę… - zaczął, jednak ja już go nie słuchałam. Posłusznie udałam się na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Odrzuciłam torbę w kąt, i chcąc nie chcąc, zaczęłam przeglądać zeszyt z matematyki.

*

Po długim spacerze po centrum handlowym, zajęliśmy stolik w McDonald’s. Obrzuciłam każdego spojrzeniem i stwierdziłam, że jednak nikt nie ma ochoty się ruszyć coś zmówić. Olałam ich wszystkich i sama udałam się w kierunku kasy. Uniosłam wysoko głowę i zaczęłam przeglądać menu umieszczone nad kasami.
-Proszę, co podać? – usłyszałam dość znajomy głos. Spuściłam wzrok, który natychmiast utkwił w chłopaku przy kasie. Widziałam, że stara się na mnie nie patrzeć, bo grzebał coś nerwowo przy kasie ze spuszczonym wzrokiem.
-Cześć Justin. – odpowiedziałam z uśmiechem. Moi znajomi bardziej byli zajęci rozmową przy stoliku, niż zastanawianiem się, gdzie zniknęłam, więc nie musiałam udawać kogoś kim nie jestem. Chłopaka tak zaskoczył mój uprzejmy ton, że aż spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami i lekko uchyloną buzią. – Poproszę małą sałatkę z kurczakiem i szejka truskawkowego. – złożyłam zamówienie nie przestając się uśmiechać. Chłopak wszystko dokładnie „wystukał” na kasie. Zapłaciłam mu należytą kwotę i czekałam aż wszystko co zamówiłam pojawi się na mojej tacce. Z zainteresowaniem obserwowałam szatyna, który przygotowywał mi szejka. Zniknął, by po chwili położyć przede mną zamówioną wcześniej sałatkę.
-Smacznego. – powiedział i uśmiechnął się nieśmiało. Odwzajemniłam gest i widząc, że za mną utworzyła się lekka kolejka, ustąpiłam miejsca innym ludziom, pozwalając jednocześnie w spokoju pracować szatynowi. Wróciłam do stolika, usiadłam i zaczęłam jeść nawet nie słuchając o czym reszta rozmawia.
                Nasza rozmowa wydawała mi się z lekka sztywna, nie mam pojęcia dlaczego. Jeszcze kilka dni temu, gdy byłam u niego w domu, wszystko wydawało się inne niż teraz. Nie ogarniam chłopaka. Przypomniało mi się o tym, że miał się odezwać w sprawie moich „korepetycji” i jakoś nadal tego nie zrobił. Zjadłam wszystko i spojrzałam wyczekująco na swoich towarzyszy, którzy dyskutowali o jakiejś imprezie.
-A ty co myślisz? – zapytała mnie Brook.
-Huh? – spojrzałam na nią zdezorientowana. W ogóle nie byłam w temacie, ale jakoś nie przeszkadzało mi to znowuż aż tak bardzo.
-Chodzi mi o imprezę. Brad planuję zorganizować domówkę. Piszesz się?
-Jak najbardziej. – przyznałam. No co? Nigdy nie przegapiałam okazji na dobrą zabawę, nawet jeśli wiązało to się z moimi „cudownymi znajomymi”.  – Idę zabrać sobie coś na drogę i zmywam się do domu. – przyznałam. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do kasy, już po raz drugi w ciągu tych kilkunastu minut. Zanim ustawiłam się w kolejce, przyglądnęłam się wszystkim kasom po kolei, sprawdziłam przy której stoi Justin i właśnie w tamtą stronę podążyłam. Poczekałam kilka minut i nareszcie nadeszła moja kolej. Chłopak tym razem nie unikał już mojego spojrzenia, co mnie mile zaskoczyło.
-Co podać? – zapytał.
-Trzy paczki dużych frytek, dwa cheeseburgery i trzy wiśniowe ciastka. Na wynos tym razem. – powiedziałam. Chłopak tylko zaśmiał się pod nosem.
-Widzę, że tym razem żadnej sałatki? – zaśmiał się, ale nie sprzeciwiał się. – Już wychodzisz?
-Tak… Nie mam ochoty już tu siedzieć. – przyznałam szczerze.
-To tak jak ja. Ale na szczęście jeszcze tylko piętnaście minut… - powiedział zadowolony.
-Podwieźć cię? – zaproponowałam. Zaskoczony chłopak nie wiedział co odpowiedzieć.
-No coś ty. Przejdę się.
-No to będę czekać na ławce przy głównym wyjściu.
-Ale…
-Nie ma żadnego ale. – zarządziłam. Zapłaciłam mu i chwyciłam w ręce swoje jedzenie. – I tak jeszcze musimy się umówić, na nasze podrobione korepetycje. Zapomniałeś już? – przypomniałam mu. Uśmiechnęłam się, puściłam oczko w jego stronę i ruszyłam w stronę wyjścia. Tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Usiadłam w wyznaczonym miejscu i zaczęłam zajadać się frytkami. Równo po piętnastu minutach, przy moim boku pojawił się szatyn. – To jak, jedziemy?
-Jedziemy. – przytaknął. Uśmiechnęłam się w jego stronę i wstałam z ławki. Chłopak podał mi moją torbę i ruszyliśmy do drzwi. Otworzył je i przytrzymał, przepuszczając mnie pierwszą. Nie chciałam się do tego przyznać, ale tym gestem sobie u mnie zapunktował i to bardzo. Posłałam w jego stronę wdzięczny uśmiech i ruszyłam w stronę samochodu.
                Cała droga minęła nam na przyjemnej rozmowie. Miałam nadzieję, że tak będzie już zawsze. Dlaczego jeszcze niedawno byłam na tyle głupia, żeby go poniżać?! Idiotka ze mnie…

~*~

Powoli kończą mi się ferie, więc niestety wrócimy do co-weekendowych rozdziałów.... Wybaczcie, ale nie dam rady pisać więcej.

Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym rozdziałem!:) Ale jeśli... To obiecuję, że kolejny będzie lepszy!:) Akcje mam zaplanowaną na kilka następnych notek, więc... tylko czytać!;)

Do następnego!:*

Buziaki!:*:*:*

PS: Dziękuję za 10 komentarzy pod poprzednim rozdziałem i ponad 2000 wyświetleń!:) To wiele dla mnie znaczy<3 Jeszcze raz wielkie dzięki!:*

5 komentarzy:

  1. Ciekawy dobry rozdział. Spodobała mi się ta akcja w McDonald's :D
    Świetny :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal jestem zła za wczoraj, ale rozdziałem 1/4 swoich win, więc wiesz :D W każdym razie czekam na nn. :D
    Linexe.

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo miło się czytało, czekam na nn :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww Justin jest słodki.<3
    Zakochają się w sobie! Ma nadzieję .:D haha
    Świetny rozdział! Czekam na nn ;)


    @Michaelowax3

    OdpowiedzUsuń
  5. jakie słodziaki!
    no uwielbiam tę historię po prostu :3

    OdpowiedzUsuń